Mittwoch, 25. Juni 2014

Zała moja duma.."moje" dzieci :) // Mein ganzer Stolz.."meine" Kinder :)

Hey moi Kochani :)
To znowu ja..po długim czasie. Mam nadzieje, że nadal czytacie ten blog.
Pomału mój czas w Malawi się kończy i jeszcze tylko niezałe 2 miesiące mi zostały. Przyznaje się, że w ostatnim miesiącu często myślałam o tym, że bym już chciała do domu pojechać - i po tym, co z innymi misionarzami rozmawiałam - każdy z nas ma taki czas, ale to na szczęście mija!
Naszczęście mam "moje" dzieci. Oni są całą moją pociechą!!! Wczoraj powiedziałam im, że niedługe pojade i przyjdzie nowa nauczycielka, a oni na to: "My nie chcemy nową nauczycielke...chcemy ciebie!" Z wzruzenia aż płakać mi się chicało. Powiedziałam im: "Ale ja ciągle na was krzycze i daje wam cięszke zadanja. A nowa pani nauczycielka napewno będzie bardzo miła do was!" Powiedziałam im, że niedługo ich odwiedze, a oni zapytali: "A jak nas odwiedzisz, możesz nas proszę znowu uczyć?" :)
Dziśaj z dziecmi szyłam torebki dla kretków i pisaków..dużo pociechy mnieli i ja też! Naprawde moge powiedzić, że osoba razem z zadaniami rośnie. Jakby ktoś mi w moich pierwszych tygodniach tutaj dał zadanje, z dziecmi szyć torebki, to bym powiedziała, że to nie możliwe. Rozdać materiał, igły i ciągle nowe nici 80 dziecią i w tym samym czasie jeszcze chodzić po klasie od jednego do drugiego i pomagać im szyć i uwarzać, aby było cicho, nikt się nie kóci i każdy pracuje. W pierwszych tygodnaich bym się przy takiej lekcji tylko czuła zstresowana, ale teraz to ciesze się, jak moge praktycznie z nimi coś robić. I mam tyle rzeczy, które bym chciała jeszcze zrobić (a czasu za mało), że "biore" lekcje od innych nauczyciele. To jest tak: Ide do nauczyciela i pytam: "Czy masz coś ważnego do uczenia dziśaj? Bo jak nie, to bym chętnie uczyła całe do południa.." Na szczęście często się na to zgadzają. Dziśaj od 7 do 11.30 uczyłam jeden przedmiód! A po południu od 2.30 do 5 (szkoła o 5 zamyka) z dziecmi szyłam torby do szkoły na następny rok.
Zostawiłam moich dzieci samych na godzinę i poszłam do księgarni, aby mojej drugiej klasie ksiąszke czytać. A jak już skończyliśmy i dzieci się zbierali do domu, to jeden chłopiec z mojej klasy przyszedł do mnie i powiedział: "Teacher..hug." ("Pani nauczycielka, obejmnąć.") Dzieci, które nie są takie dobre w angielskim, nieraz tylko w słowach a nie w zdaniach rozmawiają. I ten chłopiec, stracił już oboje rodziców, to jeszcze prawdziwy rozrabiak. A jak wczoraj do jednej dziewczynki powiedziałam: "Dzień dobry moja kochana" to druga zaraz do mnie przyszła: "Tylko ona jest twoja kochana?" Oczywiście jej powiedziałam, że wszystcy są moje kochane dzieci.
Takie doświadczenia mi pokazują, że dużo dzieci, i szczęgolnie sieroty, w Malawi nie dostawają dosyć miłości w domach. Wtedy zaczynają rozrabiać, aby ktoś na nich uwage zwrocił. A szkoła tutaj dla dzieci jest dużo więcej niż tylko szkoła - jest to mniejsce dla NICH, gdzie oni grają głowną role. Nie za darmo pani dyrektor na początku do nauczycielów powiedziała, że muśimy się wszystkich imion nauczyć. Dzieci są o tyle lepsze w szkole jak nauczyciel nie traktuje ich jako grupę, ale jako individualne osoby i ja się bardzo cieszę, że jako nauczycielka mam możliwość, dziecią dać tą miłość, którą im brak. Już traktuje ich jak swoich dzieci i będzie naprawde cięszko mi, ich "zostawić"..jakby matka się czuła, zostawiając swoich dzieci? Ale do tego czasu jeszcze napewno będzie dużo pięknych chwil!
Papa i causki :*
Nicole
***
Hey ihr Lieben :)
Ich bin's mal wieder nach langer Zeit. Ich hoffe, ihr lest diesen Blog noch.
So langsam geht meine Zeit in Malawi zu Ende und ich habe nicht mehr ganze 2 Monate hier. Den letzten Monat über hatte ich eine echte Tiefphase, in der ich oft daran gedacht habe, wie gerne ich jetzt nach Hause fahren würde, aber so eine Phase hat jeder, der weit von zu Hause weg ist, mal! Zum Glück geht sie vorbei.
Zum Glück habe ich "meine" Kinder. Sie sind meine ganze Freude und mein ganzer Stolz :) Vor Kurzem haben sie herausgefunden, dass ich bald fahre und mir gesagt "Wir wollen aber, dass du hierbleibst und uns unterrichtest!" Und als ich ihnen gesagt habe, dass ich sie bald wieder besuche, haben sie gefragt: "Kannst du uns dann auch wieder unterrichten?".
Heute habe ich Etuis mit ihnen genäht - sowohl die Kinder, als auch ich, hatten so, so viel Spaß dabei. Hätte einer mir in meiner ersten Zeit in Malawi gesagt, ich soll mit den Kindern Etuis für ihre Stifte nähen, hätte ich gesagt: "Das ist unmöglich!" An 80 Kinder Material, Nadeln und ständig neuen Faden zu verteilen, dabei noch für Ruhe und genug Arbeit Sorgen und rumgehen und den Kindern helfen. In meiner ersten Zeit hier hätte ich bei solch einer Stunde nur Stress empfunden, aber mittlerweile liebe ich es, praktisch mit ihnen zu arbeiten. Ich habe noch so viel mit ihnen vor (aber zu wenig Zeit), dass ich mir schon die Stunden meiner Klassenlehrer "nehme". Das geht dann so: Ich gehe hin und frage: "Unterrichtest du heute etwas Wichtiges? Wenn nicht, würde ich gerne den ganzen Vormittag unterrichten..". Und weil das heute irgendwie immer noch nicht gereicht hat, habe ich mittags von 2.30 bis 5 Uhr mit den Kindern Schultaschen für das nächste Schuljahr genäht - die Kleinen haben Talent :). Zwischendurch habe ich sie für eine Stunde allein gelassen und habe meiner anderen Klasse in der Bücherei eine Geschichte aus einem Buch erzählt. Lesen fährt bei den Englischkenntnissen einiger nicht immer so leicht, also habe ich ihnen die Bilder im Buch gezeigt und die Geschichte dabei in leichtem Englisch erzählt. Als die Kinder sich dann langsam auf den Weg nach Hause gemacht haben kam ein Junge, der schon beide Eltern verloren hat, aus meiner Klasse zu mir und hat gesagt: "Teacher..hug."  ("Lehrerin...Umarmung.") (Die Kinder, die nicht so gut Englisch können, sprechen manchmal eher in Worten als in Sätzen mit mir). Und das war auch noch ein Kind, dass ständig Ärger im Unterricht macht! Am Tag zuvor habe ich ein Mädchen mit "Guten Morgen meine Liebe" begrüßt und sofort kam ein anderes zu mir: "Ist nur sie deine Liebe??" Natürlich habe ich ihr dann gesagt, dass alle meine lieben Kinder sind.
Solche Erfahrungen zeigen mir, dass viele Kinder hier, vor allem Waisenkinder, zu Hause zu wenig Liebe und Aufmerksamkeit kriegen. Sie kommen dann zur Schule und machen oftmals Ärger, um die Aufmerksamkeit auf sich zu lenken. Ich bin so glücklich, dass ich als Lehrerin die Chance dazu habe, den Kindern die Liebe zu geben, die sie brauchen und versuce mein Bestes. Ich fühle mich als Missionarin nicht bloß als Lehrerin, sondern etwas zwischen Lehrerin und Freundin und ich bin froh, dass die Kinder es auch so sehen. Am Anfang hatten sie noch totale Berührungsängste und nun kommen sie sogar, wenn sie ein Problem klären oder eine Umarmung möchten! Ich liebe sie wie meine eigenen Kinder und es wird verdammt schwierig, sie "zurückzulassen". Wie würde sich denn eine Mutter fühlen, die ihre Kinder zurücklässt?? Aber bis dahin erleben wir zusammen bestimmt noch viele wunderschöne Momente :)
Einen schöneeen Juni wünsche ich euch! :*
Nicole

Keine Kommentare:

Kommentar veröffentlichen